Singapur i Malezja na talerzu
Lubimy podróżować. Ale jeszcze bardziej lubimy poznawać nowe smaki i potrawy. Oczywiście najlepiej to robić podróżując!
Prawie z każdego wyjazdu uda się nam przywieść jakiś smak czy ciekawostkę kulinarną która potem “przemycamy” do naszego codziennego jadłospisu w domu, w Krakowie.
Tym razem znaleźliśmy się dosłownie w mega centrum jedzeniowym. Bo jak inaczej nazwać to co spotkamy zarówno w Singapurze jak i w Malezji? Jest tam totalny mix smaków hinduskich, chińskich i arabskich.
Podobnie jak kuchnia, tak też te trzy, tak odmienne kultury, doskonale funkcjonują obok siebie i częściowo się przenikają.
Takiej różnorodności a zarazem harmonii stara Europa może Azjatom pozazdrościć. Po kilku dniach nie dziwiło nas już to, że zwiedzając świątynię hinduską widzimy zaraz obok minaret, a idąc w jego kierunku mijamy chińską świątynię!
Tym razem wyjątkowo dużo nazw potraw zapamiętaliśmy. Było to ułatwione, ponieważ w tej części Azji z angielskim nie ma problemu. A zatem zapraszamy do stołu!
Zacznijmy od napojów. Zawsze i wszędzie soki ze świeżych owoców. Polecam! Takiej różnorodności smaków nie mamy na co dzień w domu. Papaja, guawa, mango, carambola, melony, trzcina cukrowa, ale też marchewka i buraki. Sok ABC, czyli jabłko, marchewka i burak, robimy teraz w domu regularnie.
Jedyne względy bezpieczeństwa, o których warto pamiętać to rezygnacja z lodu. W Malezji zalecały to przewodniki – my wszędzie rezygnowaliśmy ze względu na nasze i tak już nadszarpnięte klimatyzacją gardła (zresztą owoce i tak najczęściej są z lodówki). Poza tym jeśli nie ma lodu, to jest więcej soku (raz tylko za wersję ‘bez lodu’ sprzedawca policzył więcej). ;))
Z Piwem i mocniejszym alkoholem jest już gorzej – Malezja, to kraj islamski, gdzie muzułmanin za sprzedaż alkoholu dostaje baty i więzienie. Tak więc jeśli już jest dostępny, to dość drogi. Np. średnia cena piwa to ok 10 -15 zł.
Skoro są soki, to są też i owoce: można próbować nowych smaków, bo są stoiska z obranymi i gotowymi do jedzenia. Naszym największym odkryciem tym razem był water chestnut! Jak na ironię pochodzi z Chin, ale tam nigdzie go nie spotkaliśmy.
Przy napojach należy się jeszcze kilka słów o kawie. W Chinach czasem bezskutecznie szukaliśmy kawy – często na zdjęciach w menu oszukiwała nas herbata z mlekiem. Tutaj kawa była – co ważne, miejscowa – a dokładnie z Ipoh. Nic na to nie poradzę, że zakochałam się w kawie podawanej w Old Town White Coffee. Sieć kawiarni do odszukania zarówno w Singapurze jak i w Malezji.
Miłośnicy Starbucksa też będą usatysfakcjonowani – dużo kawiarni i dużo taniej niż w Europie. W tanich barach kawa zawsze ze słodkim mlekiem – więc jak ktoś, tak jak ja, nie słodzi to trochę wykręca. :)
Jak kawa, to też i o herbacie słów kilka. Wybierając się do Cameron Highlands przede wszystkim chcieliśmy zobaczyć plantacje herbaty. Z miejscowości Tanah Rata pojechaliśmy na najstarszą plantację herbaty: BOH – Sungai Palas Tea Estate. Widoki były fantastyczne, a herbatka przepyszna.
No i na koniec ciekawostka – w kilku barach widzieliśmy takie połączenie Fanta, Cola albo Sprite z gałką lodów. A już położyło nas to, co odkryliśmy na lotnisku – pani nie bardzo potrafiła wyjaśnić co to – no to wzięliśmy – Float Root Beer – smakowało jak cola z Ben Gayem! (z piwem nie miało to nic wspólnego).
No i wreszcie jedzonko:
- rojak – sałatka indonezyjska – pikantna sałatka z owoców i owoców morza z orzeszkami
- murtabak – mięso, jajko, ser, cebula i przyprawy zasmażone w wielkim naleśniku (chlebku roti)
- kurczak tandoori
- placek naan – pyszny, do maczania w sosie
- dumplings – chińskie pierożki
- bee tai mak – makaron ryżowy, smażony z dodatkiem warzyw, mięsa i owoców morza
- frytki z przyprawą wasabi
- prata – hinduskie placki z dodatkami
- delikatne słodkie naleśniczki które jedliśmy na wyspie Penang
- thosai – cieniutki naleśnik do maczania w sosie
- nasi goreng – smażony ryż z dodatkiem warzyw, mięsa lub owoców morza
- nasi lemak – aromatyczny ryż gotowany w mleku kokosowym, z dodatkiem warzyw i/lub mięsa
Sporym zaskoczeniem były śniadania w hostelach. Jak na kulinarny raj przystało były miejsca gdzie śniadanie nie kończyło się tylko na tostach z dżemem. Ale nawet jeśli, to do wyboru mógł być np dżem z mango, kokosowy albo masło kokosowe. W bogatszym śniadaniu były też owoce, hinduskie placki i sosy oraz chiński makaron sojowy.
Ciekawe linki
– blog “Z widelcem po Azji”
– blog “mniam mniam” – czyli cały świat na talerzu
– blog “Świat Obieżyświatki”
Więcej o naszej podróży przeczytacie TUTAJ.
Bardzo użyteczny i ciekawy artykuł. W Malezji i Singapurze jeszcze nie byłam, ale uwielbiam tamtejszą kuchnię – szczególnie zupę laksa! :)